sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 1b

Kłamała - wyczuł to i zasmucił się. Prawdopodobnie więc była jego dziewczyną, albo bardzo dobrą przyjaciółką, że chciała być blisko chłopaka w takim stanie. Inaczej zapewne, by jej tam nie pozwolono wejść.
Kobieta miała piękne jasno niebieskie oczy, które wyróżniały się na tle innych osób i nie pasowały zupełnie do jej koloru włosów. Podkreślone były lekkim makijażem, niestety trochę rozmazanym. Usta wyrażające smutek posiadały czerwonawy odcień. Wyglądała na około 23 lata. Pociągnęła cicho swoim nie za dużym noskiem, prawdopodobnie płakała wcześniej. Była od niego prawie głowę niższa, choć miała blisko 175 cm. wzrostu, tym samym nie należała do grona niskich kobiet.
-Pani brat...-Powiedział powoli spoglądając prosto w niebiańskie ślepia. Bał się reakcji kobiety, gdyż wyglądała na bardzo wrażliwą. Odetchnął i po chwili kontynuował.-Jest w stanie bardzo ciężkim. Chciałbym się jednak spytać-Przerwał na moment, gdyż nie wiedział co odrzec.
- Wie pani może, jak doszło wypadku?-Wypowiedział to słowo - "wypadku" lecz nie był pewny sam w sobie, czy użył dobrego sformułowania do opisu stanu tego człowieka, przecież gdyby miał dusze, a przy tym Anioła, żyłby i miał się dobrze.
Jego "towarzyszka",unikająca wzroku mężczyzny, wpatrzyła mu się w niebieskie oczy(ciemniejsze niż jej, wyrażające głębie całego tego koloru), w których można by było utonąć, po czym mina kobiety wyraziła ogromny smutek. Spuściła szybko wzrok, następnie spojrzała w ścianę znajdująca się daleko za mężczyzną i wydukała niechętnym głosem ponowne kłamstwo:
-Niestety nie.
Lekarz był człowiekiem empatycznym, wiec od razu wczuł się w stan dziewczyny.
-Wiem, że może być pani przerażona, ale muszę wiedzieć co się stało!-Rzekł prawie rozkazującym tonem, lecz po chwili skarcił się za to w myślach.-Przepraszam, że to mówię, jednakże jeśli nie dowiem się jakim cudem pacjent znalazł się w takim stanie,-Tu przerwał na chwilkę-Może umrzeć-Dodał ściszając głos, aby nie przestraszyć jeszcze bardziej kobiety. Ta zaś słysząc ostatnie słowa wzdrygnęła się lekko i spuściła znowu swój wzrok na beżową podłogę, na której były narysowane różnego koloru linie - żeby jakiś odwiedzający mógł dojść do swojego oddziału o danej barwie, takiej jak ta kreska. Wzięła oddech, następnie usiała na jednym z krzeseł. Mężczyzna widząc to zasiadł obok.
-Sytuacje są ciężkie, znam różne przypadki. To trudne mówić o rzeczach strasznych, ale kiedy człowiek  porozmawia, robi mu się lepiej.-Odrzekł  zachęcającym głosem, po czym spojrzał w jej oczy.-Proszę mi zaufać.-Dopowiedział, a następnie uśmiechnął się lekko.
-Panie doktorze-Zaczęła spokojnym głosem.-Nawet gdybym opowiedziała panu co się stało, nie uwierzyłby pan.-Powiedziała, a za każdym razem gdy wymawiała słowo "pan" akcentowała je lekko, jakby zwracała się z pogardą i wyższością do niego. Jego kąciki ust podniosły się jeszcze bardziej.-"Jednak trudno jest określić jej temperament"-Pomyślał, następnie odparł:
-Doprawdy? Jesteśmy w szpitalu, chciałbym zauważyć, a tu, nie uwierzyłaby pani jakie rzeczy się dzieją-Perfekcyjnie podsumował wypowiedź towarzyszki, podpuszczając ja do opowiedzenia historii.
Tym razem to ona zerknęła ponownie w jego ślepia, istotnie miażdżącym wzrokiem. Tylko gdyby nie doświadczenie lekarza, zapewne spojrzałby w ziemie, a jakoby miał ogon - podkuliłby go.
-W takim razie, niech doktor słucha, to krótkie opowiadanie-Rzekła mocnym głosem.
-"Musi być aktorką, gdyż w życiu bym nie zgadł, że jest tak silną osobowościowo kobietą"-Zamyślił się, a dziewczyna zaczęła mówić:
-Około godziny trzeciej, nie wiedząc czemu, mój brat obudził mnie, następnie powiedział, że ma niespodziankę. Nie przeciwstawiłam się gdyż często robi dziwne rzeczy, więc poszłam za nim.-Mężczyzna skinął głową, ciągnęła dalej.-Pojechaliśmy do lasu niedaleko tutejszego więzienia, gdyż rzadko kręcą się tam jacyś ludzie. Przyszykował koc, termos, a następnie usiadł. Zrobiłam to samo, po czym kazał mi spojrzeć w górę. Kompletnie zapomniałam, że dzisiaj jest noc spadających gwiazd (12/13.08)i jak co roku nad ziemią w tym czasie przelatuje najwięcej asteroid. To było niesamowite...-Westchnęła. Lekarz cicho odchrząknął jakby dając znak, by trafiła w końcu do sedna rzeczy. Ta spojrzała na moment pogardliwie.-A w tedy wydarzyło się coś co nie potrafię opisać...
-Tak?-Spytał nagle lekko podekscytowany.
-To zdarzyło się szybko, po prostu przybył znikąd jakiś cień, prawie niewidzialna przeźroczysta postać, która...-Wzięła oddech-Porwała go.-Wydukała.-Wystraszyłam się, nie wiedziałam co robić. Po chwili pojawił się mój brat, lecz... był bez życia, ledwo oddychał wpatrywał się błędnym wzrokiem w niebo, a z żyły, chyba w lewej, ręce leciała mu krew.-Przerwała, następnie spojrzała na mężczyznę-Nie wierzy mi pan? Pewnie doktor pomyśli, że coś mu zrobiłam i wymyśliłam tą historie, aby nie mieć problemów. Kocham go!-Wyrzuciła z siebie, a potem wstała, zrobiła parę kroków i spojrzała na lekarza, który nic nie mówił tylko siedział jakby zastanawiając się na czymś-Niech pan coś powie!
Lekarz westchnął.-Wierze pani.-Odparł, a kobieta spoglądnęła zdziwionym wzrokiem-Wierzy?-Zapytała nie dowierzając.
-Tak.
-To niech pan coś zrobi!-Rozkazała mu lecz on nie posłuchał. Zastanawiał się.
-Obawiam się, iż jestem bezradny.-Wydukał cicho. Mówił prawdę.
-Jak to?-Spytała i usiadła ponownie na swoim miejscu.
-Ciekawe jest to co usłyszałem...
-No czyli jednak nie wierzy!-Przerwała szybko obrażona.
-Mówię przecież, że wierze!-Odparł  głośno, po czym ściszył głos-Lecz ne wiem co z tym zrobić.-Westchnął opierając się o oparcie. Nie słyszał jeszcze nigdy o takim przypadku, dlatego mało co do jego poszukiwań wniosła ta opowieść, jednak ma jakieś poszlaki.-"Duch który porwał i zwrócił, ale bez duszy?"-Myślał.-"Powinienem zapytać jej Anioła Stróża o ten moment, na pewno wyczuł coś złego".
Wstał szybko z krzesła, a następnie odparł:
-Sprawdzę co u pacjenta. Zastanowię się też w spokoju co robić.
Kobieta jedynie przytaknęła mu i oparła się. To była dla niej zaprawdę ciężka noc. W sumie chyba dobrze, że wyrzuciła z siebie całą tą historię. W końcu nie musiała tego dźwigać sama, a lekarz prawdopodobnie zrobi coś sprawie jej "brata". Zamknęła powoli oczy. Może choć na chwile uda jej się odprężyć. Po tej dziwacznej nocy...

 ***

Doktor powrócił do pomieszczenia z tajemniczym przypadkiem, rozmowa dużo dała mu do myślenia.
Zerknął ukradkiem na monitor podłączony do pacjenta, który niestety nie pokazywał już dobrego stanu zdrowia.
Podszedł powoli do chłopaka, potem dotknął jego ciała otwartą dłonią. Biorąc oddech, klatka piersiowa i środek dłoni lekarza tak, że zostały tylko opuszki palców, podniosły się lekko a następnie opały, gdy otworzył oczy. Sprawdzał czy ma jakieś uszczerbki na zdrowiu, jest ranny lub chory, ale nic z tych rzeczy, zatem tajemnicze zniknięcie nie miało na to wpływu. Przypomniał sobie o ranie na lewej ręce, wspomnianej przez kobietę. Spojrzał, lecz nie było tam nic, nawet zadrapania. Chwycił drugą rękę, ale tam także nic. W sumie, przecież niczego nie wyczuł, co już na początku powinno mu wydawać się dziwne.
Czas uciekał, a jemu skończyły się pomysły "co zrobić, żeby uratować". Nie czekając dłużej pomyślał o kobiecie, z która rozmawiał.
-Pax Tecum

---

Rozdział 1b gotowy! Jak się podoba? W dobrym miejscu skończyłam? ;)
Czekam na opinie! Zachęcajcie innych do czytania :D
Starałam się o długość podobną do poprzedniego.
[Kurcze teraz się boje, że ten rozdział już nie będzie taki fajny jak 1a :<]

Pozdrawiam,
OL :)))

PS Szukam fajnego szablonu pasującego do tego opowiadania!!!! (Przede wszystkim gościu na szablonie nie odzwierciedla wyglądu głównego bohatera!;)

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 1a

Rozdział 1
Tajemniczy przypadek...

Ulice Lizbony skąpane były w blasku księżyca, a latarnie porozstawiane co sto metrów dawały przyjemny ciepły blask i poczucie bezpieczeństwa. Drzwi jednego z ostałych starych domków trzasnęły mocno, lecz nikt przez nie nie wchodził, ani wychodził, prawdopodobnie nikt też nie usłyszał uderzenia, gdyż domownicy przyzwyczaili się do tego dźwięku lub poszli już spać. Mocny wiatr, który przywędrował znad Atlantyku, niósł za sobą niepogodę, niektórzy, pochowali się po domach, znając ten powiew, bojąc się, że lada chwila przyjdzie deszcz lub burza. Parę osób przechadzało się promenadą nad lekko poruszonymi wiatrem wodami rzeki Tag, wpływającej do oceanu. Ciepłe letnie noce, zachęcały młodych ludzi do przechadzki po zabytkowych i pięknych ulicach tego miasta, które nocą wyglądało zupełnie inaczej niż w dzień.
Tymczasem noc w szpitalu st. Maria  na obrzeżach miasta mijała spokojnie. Lekarze dyżurni nawet poukładali się spać w swoim kantorku na kanapie, czy krzesłach w poczekalni. Aktualnie nie było pacjentów w stanie ciężkim, ani zagrażającym życiu. Piękny moment dla pracujących.
Lekarka na recepcji właśnie skończyła notować coś w karcie szpitala i powoli układała się do snu. Oparła się o krzesło, a następnie wolno przymknęła powieki, gdyż bolały ją oczy ze względu na długą prace przy słabym świetle. Poprawiła się i po chwili była już na granicy rzeczywistości, a snu. Nie minął moment, kiedy nagle zabrzmiał mocny oraz denerwujący dźwięk telefonu.
Natychmiast młoda kobieta szarpnęła się na krześle,a ciśnienie podskoczyło do dwustu uderzeń na sekundę.
-Szpital st. Maria w Lizbonie, słucham-Powiedziała oddychając szybko. Głos w słuchawce, nie oddychał z taką prędkością jak nasza lekarka, lecz w podobnym tępię mówił. Ton wydawał się być przerażony, sam jakoby nie wierzył w to co mówi. Kobieta, która właśnie przyjmowała zgłoszenie mimowolnie podniosła brwi ku górze. Nie ukrywajmy, była bardzo zaskoczona. Tak, więc może ktoś przewidział to, iż noc piękna i spokojna, miała się zmienić właśnie w bardzo ciężką, oraz tajemniczą.
-Proszę przybyć jak najszybciej, będziemy czekać.-Odparła, a następnie odłożyła słuchawkę.
Momentalnie podniosła się z krzesła i pobudziła wszystkich pracujących w szpitalu lekarzy. Ignorując jęki niektórych, odpowiadała tylko: "Przyjedzie pacjent w stanie bardzo krytycznym".

 ***

Była 3.45 kiedy wyczuł coś złego. Jego komnatę w zamku św. Jerzego w centrum Lizbony oświetlał jeszcze blask księżyca. Zamek należał do niego, więc oprócz udostępniania go turystom mógł tam także mieszkać. Kiedy w 1755 r. Lizbonę nawiedziło poważne trzęsienie ziemi, twierdza została dość zniszczona. Akurat przebywał w tym mieście pomagając ludziom, którzy ucierpieli w tej niszczycielskiej sile natury i widział także ten samotny zamek. Postanowił go kupić, jednakże znając sytuacje ówczesnej Europy, nie miałby czasu zająć się nim, dlatego dopiero w latach dwudziestych XX w. kiedy przez moment panował spokój zapłacił za ruinę, a dziesięć lat później lokum w końcu zostało odrestaurowane, oraz oddany do użytku.
Ma wiele rezydencji, zamków i pałaców w Europie, lecz w połowie 2013 r. wprowadził się znów do tego miejsca, nie ze względu na piękno, ale wyczuł, że to właśnie w Lizbonie, nigdzie indziej, może wtenczas kumulować się zło.
Nie mylił się. Jeszcze nigdy nie musiał interweniować w Portugalii tyle razy.
Akurat tej nocy, kiedy wyczuł "coś", poczuł też, że to co dzieje się w tym mieście od roku, może zostać rozwiązane.
Ubrał na siebie spodnie jeansowe i granatową koszulkę, narzucił czarną zapinaną bluzę i otworzył okno. Zamknął oczy, a następnie wziął do swych płuc potężną dawkę świeżego, morskiego powietrza.
"Szpital st. Maria"- Pomyślał i natychmiast znalazł się przed jego wejściem.

Ledwie przekroczył próg, a już wiedział, w którą stronę ma iść. Jego instynkt, jak żyje, nigdy jeszcze nie zawiódł.
Wchodząc więc do jednego z pomieszczeń dla personelu, ubrał na siebie fartuch lekarski i skierował się w stronę poważne chorego pacjenta.Wyjechał jeszcze z jakąś lekarką windą na trzecie piętro, a następnie skierował się na odział intensywnej terapii.
Na jednym z jasno zielonych krzeseł, które kolorystycznie idealnie pasowały do biało-zielonych barw szpitala, siedziała kobieta. Momentalnie widząc lekarza podniosła się i niepewnym wzrokiem spojrzała na niego.
Mężczyzna jednak nie zwrócił swego wzroku ku niej, gdyż był zbyt ciekawy przypadku tajemniczego pacjenta.
Otworzył drzwi do pokoju, które cicho zgrzytnęły i ujrzał dwójkę lekarzy stającą przy łóżku, wpatrującą się, bez większych rezultatów w pacjenta.
-Możecie odejść-Powiedział ciepłym głosem, a jego ton wyrażał się jakoby to on tu rządził, więc muszą robić to co mówi. Osobnicy skinęli głową i nic nie ozywając się, pozostawili chorego sam na sam z nieznajomym. Była 4.00 więc nikt nie chciał się z nikim sprzeczać, czy w ogóle rozmawiać o takiej godzinie. Personel był zmęczony, a mężczyzna, który wszedł, miał na sobie ubranie lekarza i wizytówkę z imieniem oraz nazwiskiem, przed którym znajdował się przedrostek "dr.", więc wszystko musiało być w porządku. Ruch w szpitalu zmniejszył się, powoli wszystko wracało do normalnego stanu rzeczy, zatem nie było czasu czy powodu, by kogoś nagle wyrywkowo sprawdzać.
Gdy wiedział, że jest sam, oraz nikt go potajemnie nie obserwuje, powoli zbliżył się do pacjenta.
Od razu owładnęło go uczucie tajemniczości i pustki . Tak jakby coś, co mu się przytrafiło nie było zrobione ani przez złe duchy, ani przez człowieka.
Dotknął jego ramienia. Temperatura ciała spadała, co znaczyło, że powoli umiera. Zresztą, oddychał ciężko wpatrując się w biały sufit nieobecnym wzrokiem. Był młody, gdzieś koło dwudziestu paru lat, miał ciemne włosy i brązowe oczy, które nawet na moment się nie ruszyły, a źrenice nie zwiększyły czy zmniejszyły swojej wielkości.
Lekarz zamknął oczy. Nic nie poczuł. Pustka. Tak jakby człowiekowi zabrano ducha. Oczywiście, zdarzały się już takie przypadki, jednak w tedy, na to miejsce wchodziło jakieś złe stworzenie, a dusza mężczyzny snuła się gdzieś blisko. Zwyczajny człowiek nie może żyć beż duszy, bo prawdopodobnie umiera. Jeszcze nigdy tak się nie zdarzyło, bo zawsze coś zastępowało puste miejsce, a tu nic.
Skupił się bardziej, próbował odnaleźć zgubę chłopaka, ale nigdzie jej nie wyczuwał, tak samo jak i innego ducha, który mógłby wejść na wolne miejsce."Dziwne"-Pomyślał, pierwszy raz trafia mu się taki przypadek, a żyje na tym świecie już bardzo długo.
-Szalom!-Powiedział i odczekał chwilkę, ale nic się nie stało.-Pax Tecum*!-Dodał, lecz również spełzło to na niczym. Próbował przywołać Anioła Stróża pacjenta, ale po prostu go nie było. Kompletnie nie wiedział co robić.
Spojrzał na chłopaka. Nie wiedział jak uratować mu życie. Takie rzeczy jak ta, nie zdarzają się za często, jeśli w ogóle można powiedzieć, że kiedyś już miały miejsce.
Oparł się lewą ręką o łóżko i zerknął na ekran, połączony różnymi diodami, czy kabelkami do ciała pacjenta. Monitor wskazujący bicie serca, oraz puls powoli spadał, co znaczyło, że ma coraz mniej czasu na uratowanie życia.
Dotknął ręką swojej brody, która była szorstka. Od paru dni się już nie golił,a jego czarny zarost lubił rosnąć jak chciał -  raz wolno, raz szybko. Próbował sobie przypomnieć całą sytuacje od obudzenia się do tego momentu, czy przypadkiem nie wyczuł nic dziwnego, jakiegoś ducha lub coś podobnego.
Nagle wpadł na genialny pomysł. Zaraz obok sali z chłopakiem była jakaś kobieta, może Stróż od niej wie co się dzieje.
Mentalnie przeszedł przez ścianę i zauważył ją. Miała ciemno brązowe włosy, sięgające do ramion. Były proste, zasłaniały jej prawie całą smukłą twarz, ponieważ siedziała pochylona z opartymi o policzki dłońmi. Prawdopodobnie zamartwiała się, więc musiała coś wiedzieć.
Wrócił do ciała. Postanowił jednak, że najpierw spyta o chorego kobietę, a potem Anioła.
Wyszedł więc przez drzwi, które ponownie lekko zgrzytnęły i stanął obok niej. Ta zaś szybko podniosła z nadzieją głowę, spojrzała na lekarza, a następnie zapytała anielskim głosem:
-Czy wiadomo już coś o moim bracie?

*(hbr)Shalom!-Witaj (... ) (łac)Pax Tecum!- Pokój z Tobą

-----
No i jak?
Wydaje mi się, że pisze lepiej niż pozostałe moje blogi, które kiedykolwiek miały miejsce.
Rozdział nie za długi/krótki?
Piszcie opinie i zachęcajcie innych do czytania!
Nie wiem kiedy nst. część, puki mam wenę będę pisać!
Pisze na kompie(bo mam w pokoju hehehe) więc, od razu sprawdzam błędziki, a jest ich co nie miara :P
Tak wiem, że podzielam tu rozdziały na a,b,c, etc. wydaje się lepsze, nie?
Piszcie komentarze!
OL :)
PS. przepraszam, że ja wam nie komentuje, ale właśnie coś próbuje i nie mogę :/ jednakże jak tylko będę w stanie to oczywiście :P (jestem takim tajemnym obserwatorem przez chwile, bo na bieżąco przeglądam znajome mi blogi :D[jak większość tych, którzy to czytają xd])

sobota, 3 stycznia 2015

Wstęp

No, w końcu wpadłeś! Już się bałam, że nie zdążysz, albo coś... herbaty, kawy, może soczku? Nie? To usiądź wygodnie na krześle i słuchaj, co powiem. Tylko uważnie! Nie będę powtarzała Ci całej tej legendy po dziesięć razy...
Więc umawialiśmy się na opowieść o strażnikach ludzi tak? No przecież wiesz, że mam w zanadrzu dużo ciekawych historii, ej! Tylko nie wyobrażaj sobie nic zbereźnego. Już Cie znam i wiem o czym czasem myślisz...
Dobra dobra, zaczynajmy!
Pamiętasz wypędzenie Adama i Ewy z raju? Nie chodzi mi, że jest to zapisane w księdze Rodzaju w Biblii. Pamiętasz może kiedy to Kain zabił Abla? Też nie? Oj, jaka szkoda... bo Oni to pamiętają.
Bóg wiedział, że Adam i Ewa w końcu zjedzą jabłko, tak samo jak i to, że Kain zabije Abla, że ludzie będą oddawać cześć innym wyimaginowanym bóstwom, będą popełniać zło, żyć w nieprawości, prowadzić walki etc, etc, jednym słowem: wiedział i wie wszystko. Dlatego też dał każdemu z osobna własnego Anioła Stróża czasem nazywanego "sumieniem", "przyjacielem", "dobrym duchem" czy "protektorem". Pomaga on człowiekowi w sprawach raczej duchowych niż przyziemnych, no bo np. - nie wdać go. Anioł jest niesamowity i wiele potrafi zdziałać, lecz co ma zrobić, kiedy na człowieka czaka niebezpieczeństwo, które jest materialne, widoczne, straszne, gdzie Anioł Stróż nie do końca ochroni, a człowiek, no właściwie nie ma szans by sobie poradzić? Ano stworzył Bóg przy wygnaniu z Raju takich Aniołów materialnych, z wyglądu powiesz "zwykły człowiek", lecz gdy się przekonasz co potrafią powiedziałbyś "o kurcze!".
Bóg dał im zadanie by pomagali Aniołom Stróżą , by mówili, kiedy one mówić nie mogą, bo "Dobre Duchy" nie mogą mówić. Wiadomo, że gdzie dobro, będzie czasem i zło, więc jeśli dotychczas wydawało Ci się, że okropne bestie istnieją tylko na obrazie w Kościele - myliłeś się.
Idziesz ulicą, późno, latarnia dziwnie miga, szum liści, nagle zaszeleściło coś w krzakach... serce wyleciało z piersi, zemdlałeś, ale biegniesz ( zastanawiasz się po drodze, skąd nagle tak szybko biegasz). Docierasz na próg domu i cisza, nic nie ma. Zajęli się tym Oni -  tak zwani "Strażnicy ludzi", "Aniołowie", "Herosi", "Bogowie" etc. Są nieśmiertelni, no chyba, że urodzi im się syn. Kiedy osiągnie 25 lat strażnik zaczyna się starzeć, a jego dziecko przejmuje obowiązki strażnika. Tak, oczywiście, zdarzyło się parę razy, żeby urodziła się córka, ale żyła tak długo aż nie narodził się męski dziedzic. W tedy starzała się razem z ojcem, ale to już inna historia.
I tak od stworzenia świata istnieją sobie ci strażnicy i chronią ludzi. Aha! Jest ich pięciu - po jednym w Europie, Azji + Australia i Oceania, Afryka, Ameryka Północna i Ameryka Południowa. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że jeden z nich - ich przywódca imieniem Aaron żyje od początku, od stworzenia ich. Nigdy nie miał i postanowił, że nigdy nie będzie miał dzieci. Oddał się całkowicie służbie ludziom. W sumie fajnie jest być strażnikiem - super moce, nieśmiertelność, ale no bez przesady żeby żyć ileś tam tysięcy lat i nie poświęcić się rodzinie, nie? Można? Można.
Ale na wszystko przychodzi pora... nieprawdaż?