niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 2c

(UWAGA! WYJĄTKOWO DŁUGI ROZDZIAŁ XD)
Stał z Aniołem nad łóżkiem na wpół żyjącego mężczyzny. Co razu spoglądali na siebie, to na chorego.
-Chyba nie chcesz pozwolić mu tak po prostu umrzeć?-Odezwał się pierwszy Stróż zniecierpliwiony bezczynnością.
-A co chcesz zrobić? Bóg powiedział, że nie da się go uratować.-Odparł lekarz wpatrzony w monitor podłączony do pacjenta.
-No to może chociaż go wybudźmy żeby Sofia...-Zaczął towarzysz, lecz mężczyzna mu przerwał.
-Sofia?-Zapytał unosząc prawą brew do góry.
-Moja podopieczna tak się nazywa. Dobrze by było, gdyby się z nim pożegnała...
-Racja, tylko jak?-Zapytał i przeszedł kilka kroków po pokoju. Po chwili mamrotał coś pod nosem. Anioł zdziwiony troszkę widząc to zapytał:
-Masz coś?
-No właśnie nie.-Westchnął.-Nie ma Anioła Stróża, nie czuć ducha...
-Słuchaj, to może zrobimy tak jak poprzednio. Wejdę do jego ciała i spróbuje go podtrzymać przy życiu przez chwilę, co ty na to?-Wymyślił towarzysz po czym uśmiechnął się szeroko.
Aaron spojrzał na niego spode łba i uśmiechnął się.
-Żeby cie wyrzuciło, a kobietę zaatakował jakiś duch?
-Niee, teraz pomożesz mi tam być i zawołasz ją.-Odparł. Był zadowolony ze swojego genialnego planu. Nie często zdarza mu się pomagać największemu wśród Aniołów chodzących po ziemi.
-No dobra...-Burknął dosyć niepewnie.
-Wiem, że jesteś w stanie to zrobić. Tylu ludzi ocaliłeś od śmierci, tylu Aniołom już pomogłeś!
-Okej, starczy!-Wypalił-Zrobię to-Odparł już spokojniej i podszedł do łóżka chorego.-Czekaj, może najpierw powiem tej Sofii jaka jest sytuacja i ją zaraz zawołam.
-Dobry pomysł! Potem możemy mieć za mało czasu.-Powiedział entuzjastycznie Stróż i przeszedł przez ścianę. Mężczyzna przewrócił jedynie oczami, wymamrotał coś pod nosem i otworzył normalnie drzwi.
Kobieta smacznie spała, a Anioł Stróż czuwał nad nią.
-Jest piękną i niesamowitą kobietą-Wyszeptał towarzysz wpatrując się niczym ojciec w swoją kochaną małą córeczkę.
-Rzeczywiście-Odparł. Sofia się poruszyła.
Aaron chwycił lekko jej ramie i powiedział delikatnie:
-Proszę pani.-Ta ponownie się poruszyła lecz nie obudziła się.-Proszę pani-Odparł ponownie tym razem lekko ją szturchając.
Kobieta niechętnie otworzyła oczy i jeszcze nieświadomie spojrzała na twarz lekarza, który się nad nią pochylał. Uświadomiwszy sobie swoje położenie, momentalnie podniosła się. Nie mogła przyznać, że trochę zauroczyła się tym mężczyzną, zwłaszcza kiedy wpatrywał się w nią w odległości parudziesięciu centymetrów swoimi ciemno niebieskimi oczyma. Po chwili gapienia się, zapytała nie w pełni działającym głosem:
-Co z moim bratem?-Następnie odchrząknęła lekko.
-Niestety mam bardzo złe wieści... umiera i nie jesteśmy w stanie go uratować-Powiedział szybko.
Sofia siedziała w bezruchu. Prawdopodobnie przyswajała w tym momencie brutalną prawdę, która dotarła do jej uszu...
-Czy mogłabym się jeszcze z nim spotkać ostatni raz?-Wydukała powoli.
-Tak, jednakże jest aktualnie w... śpiączce. Poproszę panią kiedy go wybudzę, dobrze? 
Kobieta nie odpowiedziała nic. Kiwnęła jedynie głową przytakując.
Doktor wrócił do pokoju i westchnął.
-Wyjątkowo spokojnie to przyjęła.-Odparł czule Anioł.
-Racja.-Powiedział po czym podszedł do chorego. Przejechał prawą dłonią nad jego nieruchomym ciałem. Gdy znalazła się z powrotem nad jego klatką piersiową zatrzymał, następnie napiął ją i ugiął lekko palce. Zmniejszył odległość pomiędzy ciałem chłopaka tak, że minimalnie stykał się z nim.
-Wchodź-Powiedział do Stróża. Towarzysz skupił się i po chwili urządzenia monitorujące stan pacjenta zaczęły wariować, ze względu na trwającą we wnętrzu walkę.-Spokojnie-Powiedział do siebie.-Wytrzymaj jeszcze chwilę.-Dodał. Wziął głęboki oddech. Nałożył lewą dłoń i przycisnął je dosyć mocno do ciała. Momentalnie oderwał dłonie i wszystko się uspokoiło. Wypuścił powietrze z ulgą po czym spojrzał na twarz chorego, który zamrugał, a następnie spojrzał na lekarza.
-Gdzie jestem?-Zapytał cicho ledwo poruszając ustami.-Czy umieram? Gdzie jest Sofia?-Dodał. Prawdopodobnie był świadom swojego stanu. Mężczyzna nie odpowiedział nic, wpuścił kobietę do pomieszczenia, która podbiegła szybko do łóżka i chwyciła chłopaka za rękę
-Pablo...-Wydukała zapłakana.
-Sofia... kocham Cię-Odpowiedział.
-Ze wzajemnością-Odparła i uśmiechnęła się. Puściła jego rękę, która ostatkami sił powędrowała na jej głowę, przejechał po niej powoli.
-W mojej lewej kieszeni...
Kobieta szybko wyciągnęła zawartość, po czym zaniemówiła. Zasłoniła usta z wrażenia.
-Chciałem Ci go dać podczas naszego spotkania. Wydałem na niego całą pensję.-Rzekł powoli i uśmiechnął się.- Ale wyszło jak wyszło...
-Pablo...-Nie wiedziała co powiedzieć.
Trzymała właśnie srebrny pierścionek, uwieńczony szerokim brylantem. Po bokach z prawej i lewej strony znajdowały się trzy coraz mniejsze brylanciki. W wewnętrznej części widniały pięknie wyryte słowa: "Kocham Cię. Twój na zawsze - Pablo"
-Będę nad tobą czuwać.-Wypowiedział ostatkiem sił i spiął się cały, następnie skrzywił się z bólu. Rejestrator zaczął szybko pracować oraz wydawać nieprzyjemne dźwięki. Kobieta spojrzała na lekarza, nie powiedziała nic, jej mina wyrażała więcej niż każde słowo. Mężczyzna podbiegł szybko do łóżka i starał się coś zrobić. Sofia ścisnęła rękę chłopaka, a jej Anioł Stróż chwycił ją za ramię pocieszająco, może poczuła to, może nie, po jej policzku spłynęła łza.
Do pokoju zbiegli się lekarze i odciągnęli kobietę od łóżka. Bez powodzenia prowadzili nad ciałem reanimacje. Po chwili leżał już nieruchomo jak poprzednio. Wszystko było tak samo za wyjątkiem chmary lekarzy, a także urządzenia, które wskazywało 0 i okropnie piszczało dając znak, że ustała praca serca.

***

Aaron siedział z płaczącą kobietą na korytarzu, próbując ją pocieszyć. Ta mimo wczesnej godziny rannej dalej miała energię na wyrażenie tego co czuje.
-Proszę pana...-Wydukała przez zaciśnięte zęby lekko się trzęsąc.
-Wystarczy Aaron-Odparł  uśmiechnął się pocieszająco jak tylko potrafił. Sofia spojrzała na niego. Próbowała to odwzajemnić lecz nie była w stanie. Przetarła swoje oczy i podciągnęła nosem. Lekki makijaż doszczętnie spłynął ze strugami łez wylanymi tej nocy, a przejechanie jeszcze po niewyschniętym tuszu sprawiło, iż wyglądała jakby miała zaraz zabić wszystkich ludzi dookoła.
Mężczyzna podał jej chusteczkę i powiedział:
-Spokojnie, niech się pani uspokoi...
-Jeśli mamy być na "ty", to nazywam się Sofia.-Przerwała mu.
-Miło mi cię poznać.-Odparł i westchnął.-Wiem, że to śmierć bardzo bliskiej osoby, ale trzeba się pogodzić z tym. Musimy wierzyć, że powędrował do lepszego świata-Zaczął powoli sam niepewny tego "lepszego świata" bo nie wiedział, gdzie powędrowała jego dusza.
-Nie wiem czy wszystko będzie tak jak było-Wyszeptała. Mężczyzna uniósł prawą brew do góry.
-Dlaczego?-Zapytał-Rozumiem, że to jest dla Ciebie ogromna strata, ale życie idzie dalej, musimy się cieszyć z każdego dnia!
-Nie rozumiesz.-Przerwała mu chłodno.-On nie był moim bratem, był moim chłopakiem, znaliśmy się dłużej niż  mogłabym przypuścić. Byliśmy bliżej siebie niż rodzeństwo...-Powiedziała i spuściła wzrok na ziemie.-Pablo był bogaty, ja byłam biedna. Nie miałam pieniędzy na nic, rodzice nie byli w stanie ufundować mi mojej przyszłości, ale on mógł. Byłam najszczęśliwsza na świecie kiedy kupił mi mieszkanie, samochód i opłacił z góry czesne na studia. Mówił, że warto, że mnie nigdy nie zostawi...-Przerwała, a kolejna mała łezka spłynęła po jej policzku.
Mężczyźnie zrobiło się niesamowicie żal. Nie wiedział co ma w tej chwili zrobić.
-Teraz nie będę miała gdzie mieszkać, gdzie studiować i w ogóle, nic nie będę miała.-Użalała się nad sobą.
-Słuchaj...-Odparł Aaron.-Nie robię tego często, ale...-Zawahał się przez chwilę nad tym co zaraz miał powiedzieć-Mógłbym ci pomóc i na jakiś czas wziąć do siebie.
Kobieta uniosła brwi do góry, a następnie spojrzała mu w oczy.
-Nie wiem czy to dobry pomysł...-Zaczęła, ale mężczyzna jej przerwał. Chwycił lekko dłoń po czym powiedział niczym śpiewające syreny do przepływających obok marynarzy:
-Zaufaj mi.
Sofia uniosła lekko kąciki ust w górę, całe emocje tego dnia momentalnie spłynęły z niej. Nie wiedziała czy ma się śmiać, czy płakać. Lekarz sprawił, że jej życie za jednym dotknięciem, jakby różdżki stało się lepsze. Było w tym mężczyźnie coś nieprzeciętnego, co nie pozwalało jej odmówić.
-Pomogę ci się oderwać od dna. To naprawdę nie będzie dla mnie problem.-Powiedział i wstał.
-No dobrze...-Odparła po czym również oderwała się od krzesła i przeciągnęła się.
-Na pewno jesteś zmęczona i głodna.-Zapytał retorycznie, a kobieta pokiwała głową.-W takim razie idziemy!-Dodał, następnie ruszył przed siebie, a Sofia zaraz za nim.

---
Mam nadzieję, że się podoba :)
i że skomentujesz ;)
może polecisz go komuś? :D
Sorka za błędy, nie wiem kiedy nowy bo na 19.04.2015 nie jestem do przodu z historią xd
Chyba zaczynam mieć powoli kryzys weny xd
Pozdrówka
OL :)
PS. Dodałam 2 nowe zakładki u góry strony: Bohaterowie oraz Całe rozdziały (te opublikowane, dla leniwych jakby co :P)

piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 2b

Mężczyzna podniósł wzrok w stronę niesamowitego światła, a następnie lekko zmrużył oczy. Dawno nie widział tego blasku i ślepia zdążyły się już trochę odzwyczaić, jednak całe szczęście na krotko.
Wszystko w tym miejscu wydawało się być tak magiczne, iż człowiek, który tu mógł się znaleźć prawdopodobnie nie uwierzyłby w to co widzi. Nie trudno się chyba domyślić, że oboje właśnie stali przed Bogiem. Bycie w tak niewielkiej odległości, w jakiej się znajdowali to zaszczyt dla każdego, który wierzy w Stwórcę Nieba i Ziemi.
-Szatan chce zniszczyć najpiękniejsze stworzenie Mojego świata.-Odezwał się Bóg. Właściwie nikt inny nie śmiałby rozpoczynać rozmowy jako pierwszy.-I pomimo tylu przegranych nie podda się nigdy. Tym razem udało mu się stworzyć coś co jest jeszcze bardziej skuteczne niż wojna i śmierć, bo atakuje także we Mnie.-Kontynuował.-Sprawa byłaby prosta, Sam Mógłbym coś zrobić, jednak zaangażował do tego ludzi, a dobrze wiecie, że mają wolną wolę...
Gdy Wypowiedział te słowa na sali dało się słyszeć ciche szmery i szeptania. Kiedy Wszechmogący chciał się odezwać wszystko momentalnie ucichło.-Człowiek wynalazł "Antidotum na Anioła Stróża".
Po sali rozeszły się jeszcze głośniejsze szepty niż poprzednio. Mężczyzna pomyślał tylko: "Wiedziałem!". Spojrzał na swojego towarzysza, który rozwarł szeroko oczy z wrażenia i powiedział pod nosem cicho "Nie.. n-nie możliwe!". Chwycił pokrzepiająco jego ramie po czym szepnął mu: "Jesteśmy po to, by walczyć! Zło nie może na nami zwyciężyć, inaczej nas by tu nie było". Anioł zerknął na niego ukradkiem i westchnął.
-Synu!-Zwrócił się Bóg do lekarza.-Musisz wiedzieć, że człowieka, któremu wstrzyknięto tą dziwną substancje-Tu przerwał na chwilę-Nie da się uratować.
Zapadła cisza. Nikt z zebranych Aniołów nie śmiał się odezwać, ani nawet poruszyć. Serce mężczyzny do którego zwrócił się Stwórca, z każdą sekundą biło mocniej i szybciej.
-T-to co mam robić?-Wydukał niepewnym głosem.
-Trzeba powstrzymać złych ludzi i nie dopuścić, by ta szczepionka rozeszła się na cały świat. Na czele wszystkiego stoi twój stary znajomy...
-Malchus-Warknął pod nosem mężczyzna. Między innymi przez niego znalazł się w Portugalii.
Szatan zaczął atakować akurat w Lizbonie, na początku nie wiedział czemu tam. Szybko okazało się, że w to wszystko zaangażowany jest pewien utytułowany wykładowca z Wydziału Medycyny na Universidade de Lisboa. Potajemnie w swoim laboratorium w piwnicach uniwersytetu pracował nad modyfikacją genetyczną. Z początku banalne zabiegi na szczurach przerodziły się w obsesje, do badań, zaczął przywoływać złe duchy, a zwierzęta, które przewijały się przez to miejsce wychodziły... odmienione, albo w ogóle nie ujrzały nigdy więcej światła dziennego. Był niezwykle utalentowany w tym co robił, aż zainteresował się nim szatan. Dał mu swoje demony do modyfikacji i trzeba było przyznać, szło mu to świetnie. Duchy wychodziły od niego silniejsze, mogły zadawać rany nie tylko duszy ale też ciału. Wkrótce w całej Portugalii zapanował chaos, ludzie nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Niewidzialna siła zabijała całe stada zwierząt rolników, a ludzi okaleczała. Zdarzały się przypadki opętań i mnóstwo śmierci.
Strażnikom udało się po ciężkich walkach pokonać zło, ponieważ zniszczyli źródło, które łączyło ich pomiędzy światem ludzkim i duchowym. Była to dosyć duża szklana kula z wytworzoną wewnątrz próżnią. W niej znajdowało się zmodyfikowane DNA człowieka i zwierząt, które pod wpływem działań elektromagnetycznych oraz szatana dodawało demonom pół widzialną zniekształconą posturę, a do tego podtrzymywało ich przy egzystowaniu na tym świecie.
Miguel został w końcu zatrzymany w swoim laboratorium za niezgodne z prawem działania genetyczne i skazany na 7 lat więzienia, jednak po przebadaniu lekarze wykryli u niego ciężkie schorzenia psychiczne, przez co trafił do psychiatryka. Po tych wydarzeniach słuch na kilkanaście lat o nim zaginął, mężczyzna myślał, że sprawa z nim jest zamknięta, ale pozostał gdyż czuł, że może być potrzebny w Lizbonie. Nie mylił się, stworki "chorego doktorka" od czasu do czasu grasowały w mieście, a momentami pojawiały się w pobliskich miejscowościach. Nie zmienia to faktu, że przebywał także w innych częściach Europy, zwłaszcza na terenach Jugosławii czy w Rosji, gdzie toczyły się walki, a ludzie mieszali się w tajne spiski. Niedawno też zastanawiał się czy nie przenieść się do Ukrainy ze względu na rewolucje, która wybuchła tam parę miesięcy temu, a także dziwne rosyjskie działania w tych sprawach, jednak po rozmowach z Bogiem postanowił zostać jeszcze chwilę w Lizbonie. Jak widać, dobrze zrobił.
-Zrobię wszystko co będę mógł-Powiedział i skłonił swą głowę.
-Wiem-Odparł Stwórca.-Masz Moje Błogosławieństwo.
Mężczyzna uśmiechnął się i zamknął oczy. Okalał go blask Boga, Jego Błogosławieństwo, największa siła.

***

Gdy otworzył oczy znalazł się na polanie gdzieś w górach. Ubrany był tak jak na Anioła przystało, dlatego przyjemny wietrzyk muskał jego skórę. Niebo było niebieskie a słońce każdemu oddawało swoje ciepło. Usiadł na zielonej trawie i wsłuchał się w szum strumyka znajdującego się niedaleko. Podziwiał piękny widok wysokich zielonych szczytów, wyrastających przed nim znikąd.
-Aaronie-Rzekł mężczyzna siedzący obok niego.-Od stworzenia świata służysz mi nieprzerwanie.
-Do tego zostałem stworzony, Panie.-Odpowiedział na te słowa. Towarzysz westchnął cicho.
-Pamiętaj, że ukształtowałem cię też jako człowieka.-Przerwał na chwilę-Chcę, żebyś wiedział, iż ta misja będzie twoją najcięższą, jaką dotychczas miałeś. Nie odrzucaj proszę wszystkiego, co staje ci na drodze...

---

Szczęśliwi? :> Podoba się?
Komentujcie, nie żałujcie :P
(mam nadzieje, że wszystko ok z rozdziałem)
Wesołych Świąt Bożego Na... chwila...
Czy u Was też leży kupa śniegu?
Czy pogoda przesuwając ostatnio zegarki pomyliła się i przesunęła je o 4 miesiące do tyłu?!?!?!?!?!
Tam dam dammmm...
Pisać opinie!
OL :D
PS. Zmieniłam szablon. Podoba się? Żeby skomentować wystarczy kliknąć w komentarze nad tytułem rozdziału (obok daty wstawienia) jakby ktoś miał problem :P