niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 3b

Dzisiejszego dnia Aaron miał dużo do roboty. Około godziny 12.00 przyjechał do niego konserwator zabytków, który po raz kolejny zaczął uprzykrzać mu życie wykładami o tematyce "wpływu ptactwa wodnego na mury jego prawie XII wiecznej twierdzy". Po jakże interesującej rozmowie udał się powitać Sofię, która jak zauważył, prawie zdążyła się oswoić ze swoją obecną sytuacją. Następnie przysiadł na promenadzie przy rzece Tag bądź w jakimś spokojnym miejscu i "wsłuchiwał się w ludzi" jak to zwykł robić. Siedział czasem godzinami, czasem parę minut. Przechodzące codziennie osoby widywały go tam prawie o każdej porze dnia, jakby się w ogóle nie poruszał, miał wykupione miejsce i należało tylko o niego.
Opierał ręce o nogi, zatapiał twarz w dłoniach i siedział. Niekiedy zaniepokojeni, a czasem i ciekawscy przechodnie przysiadywali obok by zebrać myśli, lub zapytać się czy wszystko w porządku. Często nie dostawali odpowiedzi po czym odchodzili, w tedy do mężczyzny gdzieś po 15 minutach dopiero dochodziło, że ktoś był obok niego i zadawał z reguły to samo pytanie co słyszał na co dzień: "Czy wszystko w porządku?" - Pytała starsza kobieta, "Dlacego pan tak tutaj sedzi?" - Wysepleniło paroletnie dziecko. Jeśli było się tym szczęśliwcem, który dostał odpowiedź, zauważało się, że mężczyzna jest jakoby wybudzony ze snu - zamrugał parę razy oczami, ocenił stan pogody, odrętwienia kończyn i uśmiechając się lekko odpowiadał: "Wszystko dobrze, dziękuję", albo dla wywołania różnej fali uczuć: "Przenoszę się tam gdzie powinienem teraz być" i mrugnął jednym okiem. Słysząc drugą z odpowiedzi ludzie dziwili się mówiąc w duszy "Dziwak!" lub uśmiechali myśląc, iż to "taki żarcik".
Ale Aaron mówił prawdę.
Rzeczywiście rzecz biorąc - skupiał swoją moc na wszystkich ludziach Europy. Mając swoje zdolności był w stanie za jednym zamachem wyśledzić człowieka, który był w niebezpieczeństwie i znaleźć się przy nim będąc jednocześnie w Lizbonie, oraz jeszcze przy paru innych ludziach na kontynencie! Kiedyś sam przyznał swojej służącej Marii, z którą lubił rozmawiać, a która nie wiedziała (bo właściwie nikt nie wiedział) o jego naturze, że uratował chyba ze 120 osób w jednym momencie! Kobieta w tedy oparła swoje dłonie nad miednicą i kiwając głową powiedziała swoim lekko przesiąkniętym żartem głosem:
-Ty jednak za dużo na tym słońcu siedziałeś!
Dlaczego więc miał tyle do roboty skoro robi tak codziennie?
Siedząc na promenadzie, w jednym czasie pomagając ludziom wydostać się z płonącego drewnianego wiaduktu na południu Francji, schodząc z mężczyzną i kobietą, która złamała nogę na bardzo stromym i niebezpiecznym odcinku Tatr słowackich oraz ratując pewnego tonącego mężczyznę - bo odpłynął za daleko od plaży przy czerwonej fladze, a ratownicy siedzieli w budce dalej, na promenadzie pojawił się zły duch. Nikt z przechodniów nie był w stanie przewidzieć, że tuż obok niego stoi jeden z potężniejszych wysłanników szatana, który czai się na jego duszę. Ale nie jedną, bo duszyczką by się nie zadowolił. Planował zmasakrowany atak na tłum. Już widział jutrzejsze nagłówki gazet "Masakra na promenadzie", "Turystyczny raj pełen zadatkowych zniknięć i morderstw". Miała to być perfekcyjna akcja, świeża, której jeszcze nikt z duchów nie przeprowadził, ukazująca potęgę oraz to, że "zły duch" jest obok każdego.
Aaron poczuł nieprzyjemny chłód i dreszcz na plecach. "Potężny demon jest tuż obok mnie" - Pomyślał.
Z tonącym szybko się uwinął, dodał mu sił i otuchy po czym zniknął, we Francji zostały mu dwie osoby, a straż pożarna dalej nie przyjeżdżała. Wiadukt płonął coraz bardziej i wisiał parędziesiąt metrów nad ziemią. Szczęście, że był to mało znaczący (ale piękny) poboczny most. Zapłonął ze względu na gorącą temperaturę, a auto, które przejeżdżało przez niego miało wyciek co wystarczyło by jadąca do Hiszpanii na wakacje czteroosobowa rodzina znalazła się w ogromnym niebezpieczeństwie. Szczęściem pojawił się tajemniczy przechodzień, który z niesamowitą zręcznością przedostał się nad rozżarzonymi deskami  po dwójkę spłakanych dwuletnich bliźniaków nie potrafiących samodzielnie odpiąć pasa. Matka i ojciec byli tak przejęci, że uciekli szybko z auta nie zdając sobie sprawy, iż zostawili swój najcenniejszy skarb w aucie. Kiedy to zrozumieli, most płonął prawie całkowicie. Aaron mając w obu rękach dzieci biegł co sił w stronę asfaltu. Załamała się pod nim deska, ale zwinnie przeturlał się i pędził dalej. W momencie doskoczenia do bezpiecznych rodziców most z całym dobytkiem w aucie zwalił się w dół. Wszyscy czworo stali przerażeni oraz spłakani.
-Nie martwcie się, możecie wziąć moje auto-Oparł wskazując na popularnego Fiata.-Będziecie go potrzebować, ja właściwie nie. Nie chce byście odwdzięczali się mi-Podkreślił ostatnie słowo-Ale jeśli ktoś będzie potrzebował pomocy, proszę bez wahania, pomóżcie mu.-Dodał i udał się przed siebie. Kiedy zniknął ludziom z oczu, zniknął  też terytorium Francji. W tym samym momencie ku szokowi kobiety zwinnie niczym kozica górska zbiegł jakby nigdy nic z najtrudniejszego szlaku w Tatrach trzymając ją na rękach.
-Przepraszam, że tak to wyglądało, ale obowiązki mnie ponaglają. Musi niestety pani o tym zapomnieć.-Wydukał lekko dysząc.-Złamała pani nogę i czeka na męża, który szedł z tyłu, a nie wie nic o tym. Niech pani odpoczywa.-Chwycił jej nadgarstek zamknął oczy. Po chwili już go tam nie było, a turystka nie pamiętała tej sytuacji.
Wstał i lekko przeciągnął się. Z rozczarowaniem zauważył, że zły zdążył już upatrzyć sobie ofiary i przenikał przez nie swoimi mackami. Było to tak jakby parę strumieni czarnego dymu. Ludzie oczywiście tego nie widzieli, jednak czuli coś niepokojącego. Pechowcy stali się marionetkami w jego rękach. Wszyscy myśleli, że to jakieś przedstawienie. Niektóre osoby wymiotowały inne zachowywały się jak zombie, a jeszcze inne leżały na ziemi w agonalnym stanie. Wszyscy, którzy byli przy tym, po chwili stawali się ofiarami jakiejś "chorej zarazy", jak to ujął jeden z przechodniów. Po chwili wyglądał jak reszta z opętanych.
Aaron wiedział kto to.
-Azazel!-Wykrzyknął tak potężnym głosem, ze prawdopodobne jest, iż w tym momencie zatrzęsła się ziemia, a morze wzburzyło. Wszyscy ludzie na promenadzie padli w bezruchu na ziemi, omdleli przez demona.-Uwolnij ich!-Rozkazał władczo.
Ten zaś w odpowiedzi zaśmiał się szyderczo.
-Śmiesz mi rozkazywać?!-Wycedził.-Nie masz takiej władzy!
Stali naprzeciwko siebie w dosyć dużej odległości. Aaron przybrał swoją anielską postać. Nie chciał się z nim droczyć. Azazel w jednym momencie znalazł się tuż przy jego uchu.
-Aniołek się zdenerwował?-Wyszeptał słodziutko i szturchnął go mocno. Mężczyzna stał niewzruszony. Demon widząc to syknął ze złości, a następnie pojawił się parę metrów dalej.
-Nie pierwszy raz się spotykamy. Chcesz kolejnej porażki?-Zapytał spokojnym głosem wpatrując się w ducha. Miał ludzką pomarszczoną twarz przedartą blizną ciągnącą się od lewego oka do brody. Z czoła wyrastały mu dwa kozie rogi. Eksponował czarne posklejane włosy i czerwone, żarzące się oczy. Był masywnej postury, przewyższającej dwa razy Aarona. Na sobie nosił potargane łachmany, nie miał spodni gdyż posiadał kozie nogi, zamiast normalnych palców u rąk - szpony, a z tyłu wyrastał mu ogon.
Azazel w jednej sekundzie wyczarował kule ognia i cisnął nią w mężczyznę. Ten zaś zrobił szybki unik i dalej stał spokojnie. Zły znalazł się przed nim próbując uderzyć go, lecz Anioł przybierając pozycje walki zręcznie omijał wszystkie ciosy, które były szybkie niczym błyskawica. Tak szybki był i mężczyzna. Demon wiedząc, że Aaron jest zbyt silny wtopił się pomiędzy ludzi, którzy momentalnie podnieśli się z ziemi. Ich oczy świeciły się nieprzyjemnym czerwonym blaskiem wpatrzonym tylko w jeden punkt - Anioła.Ten wziął głęboki wdech i przymknął oczy. Wokół niego panowała cisza. Opętani otoczyli go, lecz dalej stał spokojnie. Rzucili się wprost na mężczyznę, tłum ponad trzydziestu ludzi biegł by go zgładzić, a gdy już byli blisko wzniósł oczy ku niebu, biorąc przy tym oddech.Rozprostował ramiona oraz napiął je. Można by rzec, że w tym momencie oczy zaświeciły mu lekkim złotym blaskiem, jednak nikt tego nie może udowodnić.
Wszyscy ludzie stanęli jak zatrzymani w czasie. Patrząc się raz w lewo, raz w prawo powoli przekręcił dłonie w dół jakby odkręcał wodę w kranie pod ciśnieniem. Opętani wraz z ruchem ręki padli powoli na ziemię.
Została tylko jedna kobieta, blondynka, która stała z głową położoną na barku, wielkimi czerwonymi oczyma wpatrywała się w mężczyznę.
-Azazelu!-Powiedział władczym tonem.-Odejdź!
Opętana napięła się cała i rozchyliła usta jakby chciała zaryczeć. Następnie, prawie lecąc zaatakowała Aarona, chwyciła go za gardło lecz gdy tylko dotknęła poczuła ogromne oparzenie na dłoni. Syknęła nienaturalnym głosem. Tym razem no on ją chwycił za bark, spojrzał jej w oczy i powiedział:
-W imię Chrystusa, odejdź!
Blondynka padła na ziemię jak marionetka, zły ją opuścił.
Stał teraz parę kroków za mężczyzną i dyszał ciężko, jak byk. Aaron spojrzał mu w oczy.
-Twoje imię znaczy "Bóg umacnia"-Odrzekł spokojnym głosem-Ale też "ten, który się oddalił".-Wyciągnął swój miecz.
-Chyba nie chcesz tego zrobić, aniołku?-Zapytał szyderczo. W jego głosie można było usłyszeć nutkę strachu.
-Boisz się?-Odpowiedział pytaniem na pytanie. Demon zaśmiał się, a gdy nagle przestał uderzył go w brzuch tak, że poleciał parę metrów w tył. Zakaszlał i podniósłszy głowę, zauważył, iż Azazel pędzi w jego stronę. Zwinnie wyskoczył z pozycji leżącej w stojącą oraz chwycił swój miecz, który upadł obok. Nie czekając, aż sam się nadzieje, wybiegł mu naprzeciw. Będąc w bardzo bliskiej odległości, wyskoczył w górę na stworem, przeskakując tym samym go, robiąc brawurowego fikołka oraz wbijając mu miecz w plecy.
Zły ryknął straszliwie i padł dysząc ciężko. Tak jak obliczył - trafił prosto w serce. Miecz wykuty z Anielskiej Stali przebije i zniszczy wszystko, więc nawet potężny demon jest bezradny wobec tej mocy.
Azazel tymczasem wydał ostatnie tchnienie. Anioł podszedł bliżej niego i popatrzył na to masywne cielsko, które stało się prochem. Wziął oddech po czym uklęknął, a następnie wyszeptał:
-Panie, do Ciebie on należy!
Gdy to wypowiedział zerwał się lekki wiatr, który stawał się coraz szybszy, tak, że porwał cały proch z ziemi nie wiadomo w jakim kierunku.
Westchnął i spojrzał na nieprzytomnych ludzi, którzy powoli zaczynali się budzić. Nikt z nich nie był świadom co się przed chwilą zdarzyło, oprócz jednej kobiety, owej opętanej blondynki wpatrującej się dziwnie w Aarona. Mężczyzna podszedł do niej.
-B-b-byłam opętana, s-siedział we mnie jakiś stwór!-Wydukała, prawie płacząc. Spojrzała swoimi brązowymi oczami na mężczyznę.
-Słuchaj, to była jakaś zbiorowa halucynacja, też to czułem.-Oparł i uśmiechnął się.
-K-kłamiesz!-Wyszeptała po czym rozpłakała się siedząc na ziemi oraz opierając się o ramię swojego wybawcy.
-Ciii...-Uspokajał ją.-To wszystko nam się tylko zdawało, zobacz na tych ludzi...
Istotnie ludzie nie wiedzieli co się stało, lecz byli tak otumanieni, iż nie istniało tu pojęcie "racjonalne myślenie". Ocknąwszy się pomyśleli po prostu, że z powodu upału zasłabli na chwilę, albo w ogóle nie myśleli nic tylko kontynuowali czynności, które robili przed incydentem. Nie przeszkadzało im w cale, że oprócz jego było tu jeszcze 30 tak samo zachowujących się osób.
Blondynka dalej płakała narażając się na dziwne spojrzenia przechodniów.
-Jak się nazywasz?-Zapytał po chwili.
-Sara...-Rzekła. Miała rozmazany makijaż, załzawione oczy i jak twierdziła - czuła się jakby zaraz miała zemleć i zwymiotować.
-Dobrze Saro, zabiorę cię do siebie, to nie jest daleko. Tam odpoczniesz, a potem wrócisz do domu i prześpisz się z tym, dobrze?-Powiedział spokojnym tonem jak do małego dziecka.
Kobieta pokiwała głową. Mężczyzna trwający w przykucu podniósł się oraz pomógł wstać kobiecie. Ta zaś jedną ręką przełożoną przez ramie Aarona, drugą trzymając na brzuchu podążyła w stronę w którą prowadził ją nieznajomy.
Dodajmy, że po części cieszyła się w duszy, iż natrafiła na tego mężczyznę, gdyż od dawna przypatrywała mu się z dala i podziwiała go bo znany był w mieście z dobrych uczynków i hojności, które niejednokrotnie ratowały ludziom życie.

***

Tyle lat i w końcu jest! Przepraszam za przerwę, ale sytuacja na świecie stabilna, apokalipsy nie będzie!
Oceny wystawione, rozdział wstawiony! (pomińmy fakt, że oceny miałam wystawiane do 12 :P)
Ej, wiecie co? To chyba mój najdłuższy rozdział XD lubię go!
A Wy lubicie? Jak wam się podoba? Uczucia? Emocje? Opinie?! Piszcie, wstydu nie szczędźcie!
Jakie plany wakacyjne macie?  Pisanie rozdziałów oczywiście, nie? :D
Dobra, piszcie jak rozdział :3
Pozdrowionka,
OL :))
PS. Po raz kolejny zmieniłam szablon, ankieta (oczywiście) po lewej stronie :P
PS. 2 Tekst do połowy jest pochyły, ponieważ nie wiedziałam czy przy tej czcionce lepsze pochyłe czy nie :/ wypowiedzcie się jak Wam się czytało :)